Zofia Opalińska - staropolska femme fatale
- zaciagprywatny
- 27 kwi 2024
- 7 minut(y) czytania
W tym trudnym czasie dla Europy, ciężko znaleźć temat, który mógłby chociaż trochę złagodzić emocje towarzyszące wojnie. Wystarczająco dużą dawkę adrenaliny, dostajemy codziennie z TV. Postaramy się zatem, nieco zneutralizować bieżącą narrację. A jak wiadomo, nic tak nie łagodzi obyczajów jak kobiety, więc dziś będzie o jednej z nich – „kobiecie fatalnej” XVII wiecznej Rzeczypospolitej – Zofii Opalińskiej. Wybór postaci, nie jest oczywiście przypadkowy. Niedawno mieliśmy kolejną rocznicę śmierci naszego ulubionego hetmana Stanisława Koniecpolskiego. A właśnie Zofia, nota bene jego ostatnia żona, była pośrednio sprawczynią śmierci znakomitego wodza. Postaramy się zatem przybliżyć postać kobiety, która być może, miała wpływ na losy całej Rzeczypospolitej. Oczywiście jest to wielkie uproszczenie, ale kto wie, jak potoczyłaby się historia i losy ziem ukrainnych, gdyby naprzeciw Chmielnickiego stanął Koniecpolski.

Ryc. 1 Stanisław Koniecpolski [Wikimedia Commons]
Zofia Opalińska urodziła się około 1620 roku w rodzinie o znakomitych tradycjach i „starożytnym” rodowodzie. Była córką kasztelanki bieckiej Zofii Kostczanki i wojewody poznańskiego Piotra Opalińskiego. Od najmłodszych lat, z uwagi na koligacje rodzinne, otoczona była przedstawicielami najważniejszych rodów Rzeczypospolitej. Jej dom regularnie gościł Tęczyńskich, Czarnkowskich, Radziwiłłów i innych. Nic dziwnego, że rodzice i starsze rodzeństwo, uważali swoją młodszą siostrę za „oczko w głowie” rodu i zależało im na jak najlepszym wydaniu za mąż. A trzeba wspomnieć, że starsza siostra była żoną marszałka wielkiego koronnego Stanisława Przyjemskiego, a bracia Krzysztof i Łukasz senatorami. Jak łatwo się domyśleć, dzieciństwo i dorastanie dziewczyny, upłynęły pod znakiem uwielbienia, podziwu i zachwytów. Jeżeli dodamy do tego obrazu fakt, że dziewczyna była niepospolitej urody, możemy spróbować stworzyć sobie wizerunek pięknej, bogobojnej i wykształconej panny z manierami. Rzeczywistość była jednak z goła inna. Zofia okazała się być rozkapryszonym i złośliwym podlotkiem. I bynajmniej nie są to tylko przypuszczenia, ale opinia jej rodzonego brata Krzysztofa, w którego domu, wychowywała się po śmierci rodziców. Ten w korespondencji do drugiego z braci - Łukasza, tak wyrażał się o siostrze:
Pycha w niej jest tak sroga, że większa być nie może…
Z kolei w innym liście pisał :
Nie masz [u Zofii], ani pobożności, ani ostrożności, ani skromności, omnia soluta et libera [wszystko wyuzdane i swobodne].
Z czasem Zofia, zamiast powodem do dumy, stawała się dla rodzeństwa utrapieniem. Wydawała ogromne sumy na stroje, peruki, itd. Wokół niej kręciło się mnóstwo kawalerów, jednakże żaden z nich, nie spełniał jej wybujałych ambicji i wymagań. Czasem na przeszkodzie w zamążpójściu, stawały obiekcje braci. W poszukiwania odpowiedniego kandydata na męża, włączył się nawet sam słynny Jerzy Ossoliński. Zofia konsekwentnie odrzucała propozycje, m.in.: młodego Rozrażewskiego, czy Ludwika Wejhera, jednego z pierwszy magnatów w kraju. Sytuacja wprawiała w coraz większe zakłopotanie starszego z braci Krzysztofa, który był jej prawnym opiekunem. W jednym z listów z 1642 roku donosił:
Panna w lata idzie. Owej płetki i połowicę już nie masz.
Co gorsza, sama panna, zaczęła się umartwiać i coraz częściej widywano ją w rozpaczy. W przypływie desperacji pojawiła się nawet deklaracja wstąpienia do zakonu. A miała dopiero dwadzieścia kilka lat…(!). Trzeba jednak pamiętać, że w owych czasach, taki wiek u kobiety, uznawano już za zaawansowany. Sytuacja radykalnie zmieniła się w 1645 roku, gdy niespodziewanie owdowiał pierwszy senator Rzeczypospolitej, kasztelan krakowski i hetman wielki koronny – Stanisław Koniecpolski. Wprawdzie miał wtedy ponad 50 lat, nie zmieniało to jednak faktu, że był „pierwszą partią” i obiektem wielu zabiegów matrymonialnych. Możemy przypuszczać, że albo bracia Opalińscy, dobrze wykorzystali swoje wpływy, albo ktoś inny, w umiejętny sposób pokierował sprawami, bowiem mimo trwającej żałoby, wdowiec skierował swoje zainteresowanie w stronę młodej Zofii. Regularnie dostarczano hetmanowi wizerunki Opalińskiej, namawiano do powtórnego ożenku, aż w końcu 16 stycznia 1646 roku, zawarty został związek małżeński. Wyjątkowo okazałe wesele, odbyło się w posiadłości Opalińskich w Rytwianach, o których pisaliśmy szerzej, jakiś czas temu. W niczym nie przeszkodził fakt, że wojewodzianka była młodsza od męża o około 25 lat, że Koniecpolski miał syna w jej wieku, a wreszcie, że od śmierci poprzedniej małżonki minęło zaledwie siedem miesięcy. Rodzina panny młodej, również była bardzo zadowolona z rozwoju wypadków.

Ryc. 2 Zamek w Brodach [Wikimedia Commons]
Wyraźnie ukontentowany Krzysztof Opaliński, tak pisał w korespondencji do kanclerza:
Nie zawiodłeś mię w tym, coś mi obiecował w tym przyjacielu, któregom nabył i któregom Bogu nie zasłużył.
O dziwo, wbrew powszechnie panującej wówczas opinii, nowo upieczeni małżonkowie, przypadli sobie do gustu. Tak przynajmniej było tuż po zaślubinach. Rodzina hetmana, nową panią Koniecpolską, przyjęła bardzo życzliwe i z sympatią. Sam hetman również wypowiadał się pochlebnie o nowym małżeństwie, uznające je za:
dobrze uplanowane […] zaszczytne […] korzystne […].
W tym momencie kończy się jednak to co oczywiste, a zaczynają domysły, przypuszczenia, itd. Otóż niecałe dwa miesiące po ślubie, hetman zmarł, a przecież uchodził za człowieka w pełni sił i żelaznego zdrowia. Spekulacjom nie było końca, włącznie z sugestiami, jakoby związek z tajemniczą śmiercią miała hetmanowa. Jak się niedługo później okazało, pośrednio tak było. Pragnący wzmocnić swoją „męskość” Koniecpolski, skorzystał ze zbyt dużej dawki afrodyzjaku i na skutek priapizmu zmarł. Dowiadujemy się o tym z kilku relacji. Pamiętnikarz Joachim Jerlicz zanotował:
P. Stanisław Koniecpolski, hetman koronny, zmarł w majętności swej w Brodach, w kilka niedziel po ożenieniu, od konfortatywy, którą zażywał dla młodej żony, a którą przesadzono, bo mu aptekarz na razy kilka był dał, co on razem zażył i tak swego życia wiek dokonał.
Z kolei z wielokrotnie przytaczanej korespondencji szwagra – Krzysztofa Opalińskiego wynika, że doszło do zatkania przewodów moczowych. Pani Koniecpolska pogrążyła się wielkiej rozpaczy. Do tego stopnia, że nie była w stanie uczestniczyć w uroczystościach żałobnych, na których zjawił się cały „pierwszy garnitur” państwa. Tak zazwyczaj kończy się większość wpisów dotyczących przedwczesnej śmierci hetmana Koniecpolskiego. Autorzy najczęściej wieńczą je puentą:
Będący w średnim wieku hetman, zakochał się w młodej pięknej kobiecie. Chcąc sprostać jej seksualnym potrzebom, przedawkował środek na potencję i zmarł.
Najciekawsze w tej historii było jednak „później” i nie do końca oczywiste, o czym zaraz przekonamy. Okazało się bowiem, że niedługo przed śmiercią, z jakiegoś nieznanego powodu, hetman znienawidził swoją żonę. Do tego stopnia, że będąc już na łożu śmierci, nie chciał nawet widzieć małżonki. Nie zapisał jej również nic w testamencie, a całość woli w kwestii żony, zlecił synowi Aleksandrowi. Sprawiło to srogi zawód Krzysztofowi Opalińskiemu, który utyskiwał później na niegodziwość szwagra:
Niepodobna rzecz opisać zakamialszego serca przeciwko żenie, jako tego człeka in extermis [w ostatnich chwilach życia].
Suma summarum, wdowa została dobrze uposażona, nota bene przez pasierba. W dodatku wszystko odbyło się w atmosferze uprzejmości i serdeczności. Ta naduczuciowość chorążego, przez wielu odebrana została co najmniej dwuznacznie i nie zabrakło głosów, które mówiły, że młodego Koniecpolskiego łączyło z Zofią coś więcej, niż tylko żałoba po zmarłym. Jak było naprawdę, zapewne już się nigdy nie dowiemy. Niedługo potem, wdowa wyjechała z kresów, by ponownie znaleźć przystań u rodziny. Zamieszkała teraz w Rytwianach, posiadłości brata Łukasza, gdzie jeszcze nie tak dawno odbył się jej ślub. Czy to za sprawą miejsca, czy traumatycznych wspomnień, Zofia pogrążyła się melancholii i podupadła na zdrowiu. Ponownie zaświtała jej myśl o wstąpieniu do zakonu. Całości sytuacji, nie sprzyjał również fakt, że jej relacje z bratem Krzysztofem, nie układały się wtedy pomyślnie. Chodziło zapewne o nierozwiązane kwestie majątkowe. Tak zakończył się akt I, historii naszej femme fatale. W 1650 roku zaczyna się druga odsłona nieszczęśliwych losów Zofii Opalińskiej, a właściwie wdowy Koniecpolskiej. Jak nie trudno przewidzieć i tym razem, kobieta nie trafiła do klasztoru, a odzyskawszy wigor, ponownie wystawiła swoje wdzięki na działanie Amora. Ten dosyć szybko „skierował swoją strzałę”, w nowym kierunku. Obiektem stał się kawaler z najwyższej półki, książę Samuel Korecki. Magnat i posesjonat ukrainny, wdowiec po Marcjannie Ligęziance. Poza urodzeniem, cel zainteresowań Zofii Opalińskiej, wyróżniał się urodą, wykształceniem, a przede wszystkim wiekiem. Miał 29 lat i byli praktycznie rówieśnikami. Splendoru dodawał mu również fakt, że był jednym z bohaterów niedawnych zmagań z Chmielnickim. W kampaniach 1648-1650 roku, dał się poznać jako odważny i wytrawny wódz. Własnym sumptem wystawiał liczne wojska, na czele których walczył osobiście. Podczas jednej z bitew został nawet poważnie ranny. Pomimo tego, ze pochodził ze starego ruskiego rodu, czuł w się w 100% Polakiem i otwarcie występował przeciwko kozackiej rebelii. Po ugodzie zborowskiej, jako jeden z nielicznych, bez większych obaw, powrócił do swoich dóbr na wschodzie. Zapewne wynikało to z polityki, jaką prowadził wobec swoich poddanych. W relacjach z nimi nie przeszkodził nawet fakt, że jeszcze niedawno obie strony walczyły przeciwko sobie. Ogólnie Korecki, cieszył się poważaniem i dziwnym afektem kozaczyzny. Za sprawą Izabeli Opalińskiej, młodzi szybko znaleźli nić porozumienia i już w pierwszych dniach lutego 1651 roku, kasztelanowa Koniecpolska, stanęła na ślubnym kobiercu z księciem Koreckim. Miejscem uroczystości, były ponownie Rytwiany. I jak poprzednim razem, ślub miał wyjątkowo doniosły i okazały charakter. Poza Opalińskimi, zjawili się Radziwiłłowie, Czartorsycy, Hlebowicze i wielu innych. Świat możnych miał swoje pięć minut. Wkrótce o ślubie było głośno we wszystkich częściach Rzeczpospolitej… Tyle że nie z powodów, których się spodziewamy. Już podczas uroczystości, pan młody wykazywał oznaki choroby i słabości. Mimo usilnych prób, nie dotrwał do ich końca i zasłabł. Nieprzytomnego przewieziono z kościoła na zamek, gdzie 12 lutego zmarł. Zaraz po ślubie pojawiły się głosy, że nad piękną Zofią, krąży fatum i natychmiast odżyły spekulacje dotyczące niespodziewanej śmierci hetmana Koniecpolskiego. Przytaczano ponownie jednego z najsłynniejszych kronikarzy XVII wieku, Albrechta Radziwiłła:
Przyczynę śmierci [hetmana] różni różnie powiadają. Jedni składają na czary, drudzy na nową żonę z domu Opalińską.
Zaczęto łączyć fakty dwóch nagłych śmierci, tuż po zaślubinach. Zofia stała się symbolem „nieczystej miłości i pożądania”. Wieść o śmierci ruskiego kniazia, dotarła bardzo szybko na Ukrainę, gdzie stała się motywem pieśni i legend wśród okolicznej ludności. Starzy lirnicy i młodzież, śpiewali dumki o księciu Koreckim, który nawrócony na prawowitą wiarę, został powtórnie opętany przez piękną Laszkę. Ta obiecywała mu, że gdy tylko weźmie z nią ślub, zostanie Kozaczką i do Kozaków razem powrócą. Jednak gdy po ślubie, pierwszy raz ją pocałował, natychmiast zmarł. Motyw „przeklętej Laszki”, był tak silny, ze przetrwał w świadomości Rusinów, aż do XIX wieku. Tak zakończył się akt II i ostatni, miłosnych losów Zofii z Opalińskich.

Ryc. 3 Sarkofag Krzysztofa Opalińskiego. Zamek w Sierakowie [Wikimedia Commons]
Piękna hetmanowa, kasztelanowa, księżna, poza tytułami oraz bogactwem nie zaznała już szczęścia w życiu. Ostatnie swoje lata spędziła w cieniu, pogrążona w smutku i rozpaczy. Czy była przysłowiową „femme fatale”? Na to pytanie, zapewne nie znajdziemy odpowiedzi. Według jednych, jej dzieje to tylko historia kobiety pławiącej się w splendorach, luksusie i samouwielbieniu, a jednocześnie nieszczęśliwej i doświadczonej przez los. Według innych, jej „czarna legenda”, jest jak najbardziej uprawniona, a na dowód przytaczają dosyć śmiałą hipotezę. Zofia zmarła w bliżej nieokreślonych okolicznościach w 1657 roku, a więc w roku najazdu Rakoczego. Wiemy, że Kozacy w służbie Siedmiogrodzian, pustoszyli w tym czasie okolice Staszowa i Połańca. Kto wie, może „przeklęta Laszka”, dokonała żywota właśnie z ich ręki, w imię tak rozumianej sprawiedliwości ? Miała wtedy 37 lat, a więc zapewne wciąż nie brakowało jej wyjątkowej urody i w ten sposób zwróciła uwagę Kozaków? Nie wiemy gdzie jest jej grób. Nie zachował się też żaden portret. Żyje tylko „czarna legenda” kasztelanowej, o której przypominają zabytki w Rytwianach, do odwiedzenia których serdecznie zapraszamy. Nam pozostaje tylko żal, że nie dane nam było uczestniczyć w weselu hetmana Koniecpolskiego. To musiała być zacna impreza, którą może kiedyś warto zrekonstruować. Gmina Rytwiany, my nic nie sugerujemy...
Bibliografia:
L. Podhorecki, Hetman Stanisław Koniecpolski 1591-1646. Warszawa 1969
L. Powidaj, Dziedzice Rytwian. Lwów 1889
R. Staszewski, Hetmańskie wesele w Rytwianach, w Tygodnik Nadwiślański nr 7 (1501), z dn. 18.02.2010r.
Z. Kuchowicz, Wizerunki niepospolitych niewiast staropolskich XVI -XVIII wieku. Łódź 1972
R. Pollak, K. Opaliński, Listy… do Łukasz 1641-1653. Wrocław 1957
A. Rolle, Diablica, w Szkice i opowiadania, Seria V, Kraków 1887
https://pustelnia.com.pl [dostęp 16.03.2022]
Comments